Wiara w to, że po śmierci nie giniemy całkowicie jest tak stara jak sama ludzkość Stąd wielokrotne próby poznania oswojenia śmierci, czy to formie zabawy, jak i mrocznych, poważnych obrządkach. Święta związane z przywoływaniem duchów zmarłych są znane od wieków. Dziady to niezwykły dzień w roku, kiedy to według wierzeń naszych przodków, zmarli wracali na ziemię.
Dziady są starym obrzędem. Poganie, chcieli przede wszystkim pomóc duszom zmarłych tułających się po świecie, ale i zyskać ich przychylność. To wyjątkowa noc, kiedy granica między światem żywych i umarłych traciła swoją moc. Dusze zmarłych prosiły o pomoc żywych, a żywi, żeby uzyskać ich przychylność, spełniali życzenia duchów. W niektórych regionach zapraszano zmarłych do posiłku .Ilość dań wahała się od 5 do 15, ale zawsze była to liczba nieparzysta.Nie istniała jednolita tradycja potraw na Dziady. Wierzono że dania pełne oraz słodkie najbardziej duszom smakują. Podawano więc kutię, bliny, kluski mączne czy ziemniaczane.
Należało również zostawić otwarte drzwi by zmarli mieszkańcy mogli wejść bez przeszkód do swoich domów. Po wizycie na cmentarzu, zasiadano do stołu, a przy nim były miejsca dla wszystkich, których już nie ma wśród żywych.Natomiast przed snem domownicy pozostawiali zmarłym jadło na stole by żadna dusza nie pozostała głodna.
Wierzono, iż wiele dusz nie chciało pogodzić się ze śmiercią, wciąż błąkały się po ziemi. Zadaniem ludzi była pomoc w odnalezieniu drogi w zaświaty. Dziady, czyli właśnie dusze zmarłych, chowały się w domostwach, próbując w ten sposób zostać wśród żywych. Przekupywano je, palono ogniska, by ułatwić duszom znalezienie drogi do „domu”, tak jak my dziś zapalamy znicze. Z tego samego powodu nie wolno było palić w paleniskach domowych – by nie zmylić duszy.
Jak się nad tym dobrze zastanowić- podobne obrzędy mieli Celtowie, a w Meksyku do dziś sypie się kolorowe kwiatowe ścieżki z cmentarza do dom, by dusza trafiła na przygotowany posiłek i w spokoju odeszła.
Dziady, ta piękna wspaniała tradycja z czasem zaczęła być wypierana przez tradycje chrześcijańskie. Podobnie jak z Kuplanocką obchodzenie Dziadów było przez kościół zakazane, Dlatego tradycja zaczęła ewaluować, by zachować choć cząstkę tradycji. Podobnie jak z pozostałymi świętami pogańskimi, chrześcijaństwo zrobiło „nakładkę” dostosowując obrządki do swoich wymogów.
Dziś powraca się do starych tradycji, ale czerpie się z nowych. Burza i gromy sypią się na współczesny Halloween, jakby przebranie dzieciaka za dynię i zebranie garści słodyczy miało ściągnąć na ziemię szatańskie hordy. A przecież odrobina uśmiechu dobrego słowa jeszcze nikomu nie zaszkodziła, choć na szczęście, w przeciwieństwie do dawnych Pogan mamy wolny wybór, czy chodzimy z kociołkiem po słodycze, czy pozostajemy w tradycjach zaczerpniętych z Dziadów a przejętych przez Chrześcijaństwo.
Dużo mówi się też o komercjalizacji tego święta,Zamyśliłam się nad tym, bo Zaduszki mojego dzieciństwa to wyprawy z Babcią na cmentarz- gdzie zapalenie świeczki na grobie Pradziadków było tylko dodatkiem do odwiedzenia niezliczonej ilości straganów ustawionych przed bramami cmentarnymi. Rządziły tam gumowe pająki na sznurku i straszliwe żmije . Dopełnieniem całości była możliwość ulepienia sobie kuli woskowej. Dziś nie ma już ani jednego ani drugiego- dawno już zniknęły kolorowe stragany a szklane znicze zniechęcają do rzeźbiarskiej działalności.
A w Tyglu, jak to w Tyglu, lubimy różnorodność, ale wiemy doskonale na co jest odpowiedni czas. Tygielki pieką słodkie kruche ciasteczka, które wraz z kubkiem mleka są wystawiane za próg domu dla wszystkich pogańskich dusz naszych przodków ” x ” pokoleń wstecz. Lubimy się śmiać i dobrą zabawę, wiec wymalowani przestraszliwie wyskakujemy z krzaków krzycząc „cukierek albo psikus!’
A w dzień wszystkich świętych snujemy opowieści o naszych Bliskich, o zawiłościach rodzinnych koneksji i rozrzuceniu po świecie, stawiamy lampkę w skupieniu Bliskim i tym anonimowym, którzy walczyli byśmy w Wolnej Polsce mogli żyć. Potem spotykamy się w rodzinnym gronie, jemy pyszności, dajemy sobie bliskość i ogrzewamy pamięć Najbliższych w sercach.
Można w swoim prywatnym Tyglu wymieszać wszystko i czerpać z życia tylko te pozytywne, dobre rzeczy.. czyż nie?
Świetny post, jestem urzeczona-:)
Przypomniałaś mi o straganach. Faktycznie, gdzieś ten prawdziwy klimat zaduszny się ulotnił…zostały lizaki odpustowe ale nawet one w smaku są już nie takie same….,a może to my się zmieniamy? Stragany miały swój urok. Pamiętam kule z trocin na gumce, drewniane ptaszki czy gumowe kościotrupy.. Teraz to wszystko wygląda trochę inaczej. Szybko kupujmy znicze, szybko biegniemy na cmentarz, szybko, szybko….Może jako dzieci mieliśmy w nosie całą tą szybkość? Dorosłość daje wiele możliwości ale także odbiera niektóre przywileje dane dziecku. Wiec proszę, darujmy sobie tą Hellowinową krytykę, pozwólmy dzieciakom się bawić, przecież wkrótce przestaną tak bezwarunkowo się śmiać i cieszyć..bo dorosną..
Wzruszył mnie ten komentarz. Myślę dokładnie tak samo.. i to chciałam przekazać w moim wpisie.. Dziękuję!